„ Zabraniajcie, aby w drugie i trzecie święto wielkanocne, mężczyźni kobiet ani kobiety mężczyzn, nie ważyli napastować się o jaja i inne podarunki, co pospolicie nazywa się dyngować, ani do wody ciągnąć, bo dręczenie i swawole takie nie odbywają się bez grzechu śmiertelnego i obrazy imienia boskiego”.
Tak brzmiała ustawa głoszona w 1401 roku przez Synod Diecezji Poznańskiej. Kościół katolicki pierwotnie nie zezwalał na obchodzenie tradycji Dyngusa. Jednak nie mogąc wyplenić obrządku pogańsko-słowiańskiego na przestrzeni stuleci uznał w końcu go za swój własny, łącząc umiejętnie ze Zmartwychwstaniem Jezusa i nadając tradycji miano lanego poniedziałku.
Tradycja dyngusowania praktykowana była jeszcze przez przyjęciem chrześcijaństwa przez Polskę i datuje się na 750 r.p.n.e. Jak opisuje w swoich kronikach Benedykt Chmielewski, Władysław Jagiełło po kąpieli swego ciała w beczce dębowej okładał je rózgami brzozowymi. Obrządek taki miał stanowić oczyszczenie.
Polewanie wodą , smaganie witkami brzozowymi, wrzucanie panien do jezior, rzek, stawów przerębli. (gdy lód trzymał). Dyngusowi towarzyszyła również swoista obrzędowość ludowa, która już w czasach chrześcijaństwa spełniała ważną rolę w wiejskich społecznościach. Jak głoszą zródła, po przyjęciu Chrztu przez Polskę nadchodząca wiosna nakazywała gospodarzom przygotować swoje gospodarstwa do życia i pracy przed sezonem. Gospodarze kropili swoje pola woda święconą , wbijali w grunt krzyżyki i palmy wielkanocne poświęcone w Niedzielę Palmową, objeżdżano także pola w procesji konnej, z udziałem księdza. Niektóre obyczaje przetrwały do dzisiaj , mimo że w każdym regionie Polski sposób praktykowania obrządku znacznie się różnił. Dzień Dyngusa był także czasem swawoli, radości i spotkań towarzyskich, spędzonym na sytym jadle i poczęstunkach.